Dajemy Wam gratis!

Model sprzedaży za darmo. cz. 1.

Utarło się już przekonanie, że coś warte jest tyle, ile ktoś gotów jest za to zapłacić. Dlatego też sprzedawcy nieustannie zastanawiają się nad najwyższą kwotą, jaką mogli by uzyskać za dany produkt.

Trend ten od jakiegoś czasu jednak się zmienia, i to diametralnie. Myślenie o maksymalnej cenie coraz częściej zastępowane jest innym, o cenie minimalnej. Dzieje się tak za sprawą coraz powszechniejszej strategii promocji „za darmo”.

Czy ktokolwiek jeszcze wierzy, że w dzisiejszych czasach można coś dostać gratis? Okazuje się, że tak i to dużo częściej, niż jeszcze kilka lat temu. Przyzwyczailiśmy się do gratisów. Dzięki nim do płatków otrzymujemy np. próbkę innego produktu.

Tak pojmowany gratis nie jest jednak darmowy. Wiemy już, że jest wliczony w koszt wytworzenia produktu. Pojawiły się jednak inne rodzaje promocji, które sprawiły, że faktycznie otrzymujemy coś za darmo, bo płaci ktoś inny.

Dzięki reklamie mamy dostęp do darmowych informacji. Media korzystają ze sponsoringu, czerpiąc dochód z nadawania reklam w przerwach między przekazywaniem właściwych dla siebie treści. Wykorzystywane jest również lokowanie produktu czy też relacjonowanie przebiegu eventu i różnego rodzaju targów.

Czy dożyjemy czasów, kiedy będziemy robić darmowe zakupy?
Wizja darmowych zakupów w sieci sklepów, która wykańcza konkurencję zdobywając monopol na rynku, jest odległa. Jednak ryzyko istnienia koncernów gigantów, które posiadają już kilkudziesięcioprocentowy udział w poszczególnych segmentach rynku światowego jest faktem.

Nie raz byliśmy świadkami jak Microsoft dyktował warunki w branży IT sięgając progów cenowych, które dla innych były wręcz zabójcze, ale sytuacja na rynku jest dynamiczna i trudna do przewidzenia. Szczególnie w branży IT, gdzie jeden pomysł może wywrócić sytuację o sto osiemdziesiąt stopni.

Z tego też powodu rywalizacja o długotrwały udział wiąże się ze zdobywaniem monopolu. Giganci podkupują mniejsze firmy, chcąc zażegnać nadchodzące zagrożenie w zalążku. Obecnie jednak dynamizm rynku jest ogromny. Szansa na pojawienie się pomysłu wartego miliardy dolarów jest duża.

Dobrym przykładem jest Elizabeth Holmes, najmłodsza miliarderka na świecie. Ma obecnie ok. 30 lat, a na swoim koncie pomysł wart mnóstwo pieniędzy. Dzięki niej ludzie na całym świecie samodzielnie będą mogli wykonywać badanie krwi, w dodatku w znacznie wygodniejszy i tańszy sposób niż do tej pory. Jej wynalazek to prawdziwa sensacja w świecie medycyny, a zarazem udręka dla lobby medycznego.
http://biznes.pl/swiat/elizabeth-holmes-najmlodsza-miliarderka-swiata/7n9s0

Urządzenie opatentowane przez Holmes może sprawić, że wiele firm medycznych starci spory udział w rynku, bądź w ogóle przestanie istnieć. A wszystko przez to, że to, za co teraz płacimy dużo pieniędzy, dzięki wynalazkowi Holemes może być dostępne gratis. Nie jest to odosobniony przypadek. Rywalizacja o jak najlepszą sprzedaży usług i dóbr dotyczy obecnie każdej gałęzi przemysłu i z roku na rok jest coraz większa.

Co się stało? Dokąd to zmierza?
Produktów na rynku z tej samej kategorii jest coraz więcej, a przez to skok jakościowy między poszczególnymi markami nie jest już tak widoczny. Można wyodrębnić coraz więcej marek z tej samej pułki cenowej, przez co konkurencja dotyczy coraz mniejszych segmentów rynku. Walka ma charakter bardziej regionalny. Częściej myśli się lokalnie. Oferta dostosowywana jest do konkretnego obszaru, jego specyfiki, kultury, potrzeb.

To dlatego duże firmy stanęły przed wielkim wyzwaniem. Zmienić swoje struktury w taki sposób, by ich placówki mogły konkurować z lokalnymi firmami, które mogą zaoferować wyższą jakość usług, koncentrując swoje działania w 100% na konkretnej grupie odbiorców. Czynnikiem odgrywającym istotną rolę w tej walce jest cena. To z jej pomocą wielkie korporacje mogą skutecznie zwalczać przewagę małych firm.